niedziela ... udeptana
"25.06.1979
r. - poniedziałek. Od godz. 15,30 nad Warszawą szaleje burza. Ulewy deszczu,
gradu, oślepiające i ogłuszające pioruny. Wichura połamała gałęzie drzew, ulice
płyną ..."
Tak
zapisałam dokładnie 27 lat temu.
A dziś? 32 stopnie w cieniu, jeżeli ten cień
gdzieś się znajdzie. A ja? Ja dziś wybrałam się z córką na Stadion X-lecia
potocznie zwany "Jarmark Europa". (Powiedziałabym raczej, że to Świat
nie Europa - słychać wszystkie języki, więcej handlujących przyjezdnych niż
miejscowych.) Mimo, że to w mojej dzielnicy, byłam tam dotychczas raz
jeden, lata całe temu, i uciekłam przerażona tłumami. Teraz znawcy tematu
radzili, że później niż o 6 - 7 rano nie ma co się wybierać, bo
zadepczą. Zaryzykowałyśmy ruszając przed 9,00. Do
domu wróciłyśmy ok 14,00 spieczone słońcem i udeptane na maxa, nawet
drogę powrotną pokonałyśmy pieszo, wyszedł niezły spacer. Córcia w
szoku, że za niewielkie pieniądze kupiła wszystko, czego jej brakowało w
ekwipunku urlopowym. Jutro wyjeżdża, najpierw do Suwałk, i dalej na Litwę.
Syna wczoraj odstawiłam na pociąg, w Zabrzu ojciec go odebrał.
Zostaję sama z kotami. I zaczyna mi się urlop ...
od garów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz