wyjazdowo ...
Leniwie...
Sennie...
Pogoda
wycięła numer wszystkim tym, co wyjazdowy weekend zaplanowali...
Mnie też...
Ale dopiero
dziś...
Za to
wczoraj...
Wczoraj
pogoda nie zawiodła tak do końca, słońce gdzieś indziej świeciło, ale i deszcz
zajęty był w innych rejonach... Nie popsuł nam planów.
Przyjechały
po mnie dwie wspaniałe kobietki – Luna i Mileda, oraz jeden przemiły pan – mąż
Luny. Zabrali do Gliwic...
Dostałyśmy
czas dla siebie, babskie popołudnie i wieczór. Czułam się, jakbyśmy się
już od lat znały, jakby to nie było pierwsze spotkanie w realu. Serdeczność,
ciepło, życzliwość – to, co emanuje z ich blogów, w realu dostałam w jeszcze
większej dawce. Ugościły mnie po królewsku! Dodatkową atrakcją było poznanie
córci Luny – Oli, a na dokładkę pięciu kotów – Luny Piccola i Madziara oraz
Dany - Miledy Cygana, Pepika i Czarusia. Godziny zleciały nie wiadomo kiedy,
ciężko się było pożegnać. Do Zabrza zostałam odwieziona ok. północy!
Dziś w
Zabrzu leje od rana, nawet pogrzmiało... Siedzimy w domu, siedmioro nas jest,
tylko ja przy laptopie – reszta drzemie przed telewizorem. Mnie szkoda czasu na
spanie, wolę do Was pozaglądać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz