archiwum

okruchy pamięci
(tu przenoszę archiwalne posty z mojego bloga na Onecie)

niedziela, 3 czerwca 2012

24 marca 2006

dzisiaj wieczorem ...

- Nie wiem, co mam zrobić! - godzinę temu dzwoni córka gdzieś z miasta.
- A co się stało??? Gdzie jesteś?? - lekko zaniepokojona dopytuję.
- Niedaleko, już wracam, ale miaucząc przybiegła do mnie kotka, bez ogona, łasi się i ociera, włazi na kolana, mruczy ... nie mogę jej przecież na mrozie zostawić ...
Zadziwiona kotką bez ogona tłumaczę mojej dorosłej córci, że zapewne szwenda się bo wiosnę poczuła, a dom musi mieć bo lgnie do ludzi. Nie może jej przecież zabrać do nas, bo ktoś jej będzie szukał, bo może chora i nasze koty zarazi, bo schroniska nie możemy zakładać w bloku, bo ... Każę wygłaskać i wracać do domu. Nie do końca przekonana rozłącza się. Za kilka minut wpada do mieszkania:
- Mamo, ona biegła za mną cały czas płacząc, musisz ze mną pójść sprawdzić, czy tam jeszcze jest, przecież mróz, najwyżej do babci ją zaniesiemy ... (ciekawe, co babcia na to?)
Mus to mus, głupia matka ubrała się, zapakowała kocie chrupki i w drogę ;)
Faktycznie, w połowie sąsiedniego bloku kurcgalopkiem przybiegło do nas - bardziej do piłki podobne niż do kota - stworzonko, mocno "rozdarte" i strasznie milusińskie. Mimo ciemności poza brakiem ogona zauważyłam naderwane ucho i poszarpane miejscami futerko - jednym słowem weteran walk podwórkowych. Okazało się, że słynny w okolicy watażka ;) Co potwierdziła wracająca z pracy sąsiadka, która na moje szczęście go znała.
A kot? Cóż, gdy tylko dostał chrupki, zapomniał o naszym istnieniu ;)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz