Dzień jak co dzień?
W kalendarzu Elżbiety i Sławomira. Kiedyś
dzień hucznie świętowany przeze mnie i mojego męża. Podwójne imieniny. Kiedyś.
Rok 2003 wiele zmienił. To rok śmierci mojego teścia, mojej mamy, jak również
rok naszego rozwodu. Wiele się zmieniło. Przeszły też do historii imprezy
imieninowe. Nikogo nie zapraszam. Nie szykuję nic. Kupuję ciasto i wino. Kawa
zawsze jest dyżurna. Kto chce i pamięta, zadzwoni lub wpadnie. Rano już kawę
wypiłam z siostrą i z tatą. Wieczorem zapowiedzieli się przyjaciele, którzy nie
przyjmują do wiadomości odejścia od tradycji. Rzadko teraz mam czas dla nich,
więc nie przepuszczą okazji do spotkania i pogadania. Wiedzą, że dziś nie mogę
się wymówić brakiem czasu czy pracą ;) Brat wpadnie po niedzieli, gdy
wróci ze szkolenia.
Dzieci już w nocy wycałowały mnie na
zapas, dostałam od nich ulubione perfumy Hugo Boss Woman. Z innymi czekają
na ojca, jutro ma przyjechać.
Dzwoniła moja pani Prezes z życzeniami. Mam
sobie kupić prezent na koszt firmy za 150 zł. W wielu firmach pracowałam, ale
takiej ze świecą szukać - rodzinna i socjalna. Znalazłam ją dzięki dzieciom -
mojej córce i szefowej synowi (byli kiedyś parą). Więc niech ktoś powie,
że nie mam szczęścia w życiu :)
No, pora zmykać. Trzeba uzupełnić braki w
lodówce. I odwiedzić teściową.
(no ładnie, kot wskoczył na telewizor i ten
przestał działać!! nie planowałam takiego wydatku, a jak padł, będę na biegu
kupować nowy, dzieci są od niego uzależnione)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz